Polski podróżnik i zdobywca obu biegunów Ziemi – udało mu się to osiągnąć w ciągu jednego roku. Pisarz, przedsiębiorca i filozof. Marek Kamiński to człowiek, którego trudno opisać jednym słowem. Od lat jest postacią, którą inspiruje do działania i poznawania świata, postacią, którą również pomaga innym i zawsze stara przekazać światu coś od siebie.
Sportbazar: Zacznijmy od tego, co pcha Pana do ruszenia w drogę i kiedy po raz pierwszy poczuł Pan taką potrzebę?
Marek Kamiński:
Tak naprawdę potrzebę poznawania innych ludzi, kultur i odkrywania świata poczułem już za dziecka, kiedy zacząłem pisać listy do osób z innych krajów. Kiedyś nie było to takie proste jak teraz. Nowoczesne technologie ułatwiają wszystko. W każdym razie czułem potrzebę zgłębiania świata i poznawania innych ludzi, ich myślenia, języka, kultury.
W swoich dokonaniach stara się Pan również jednak przekraczać pewne granice. Jest Pan pierwszym i jedynym człowiekiem na świecie, który zdobył oba bieguny Ziemi w ciągu jednego roku. Jak wielkie było to wyzwanie i skąd pomysł na taką wyprawę?
Nie sztuką jest powielać czyjeś osiągnięcia. Lepiej robić coś nowego, zdobywać bieguny. Osiągać rzeczy, które do tej pory były nierealne. Robić coś, czego nikt jeszcze nie dokonał. Cudowne jest uczucie zrobienia rzeczy nowej, unikalnej, bycie pierwszym. Zawsze starałem się przekraczać pewne bariery i tak też tworzyłem swoje projekty, z myślą o kreowaniu, nie powielaniu. Tak też jest w przypadku mojego najnowszego projektu wyprawy samochodem elektrycznym do Japonii – No Trace Expedition.
Czyli szuka Pan nowych wyzwań. A jakie przeżył Pan najtrudniejsze chwile podczas swoich wypraw?
Myślę, że tutaj mógłbym wymienić wiele ekstremalnych momentów, ale wbrew pozorom to nie wyprawa na biegun, czy inna związana z wysokim ryzykiem była tą najtrudniejszą. Za taką mogę określić podróż szlakiem Św. Jakuba do Santiago de Compostela. Może w sensie fizycznym nie było to najtrudniejsze w moim podróżniczym życiu, ale zdecydowanie była to najbardziej ekstremalna podróż w głąb siebie.
Co ciekawe i często przez nas pomijane: zgłębiamy w naszym życiu wiedzę, poznajemy inne kultury, kraje, a wielokrotnie zapominamy o poznaniu samego siebie, co jest w sumie największym wyzwaniem.
Są zatem też piękne chwile w trakcie podróży. Pamięta Pan te najpiękniejsze momenty?
Było ich tak wiele, że trudno wymienić jeden, a nawet kilka z nich. Doświadczenie nauczyło mnie, że to droga przynosi najwięcej dobrego, nie samo osiągnięcie celu. Zdobycie biegunów było w pewnym sensie smutne, bo kończył się pewien etap, jakaś przygoda. To co się dzieje po drodze kształtuje nas i sprawia, że lepiej rozumiemy świat i samych siebie. Dlatego droga powinna trwać dalej…
Każda podróż to jednak wyzwanie. Jak wyglądają przygotowania do Pańskich wypraw? Pytam tu o fizyczny aspekt, aspekt treningu?
Zawsze przygotowuję się do moich wypraw najlepiej jak to jest możliwe, biorąc pod uwagę wszelkie zagrożenia, ryzyka i starając się przygotowywać do nich odpowiednio. Nie można oczywiście całkowicie ich wykluczyć, ale można w najlepszym możliwym stopniu się do tego wszystkiego przygotować.
Oczywiście poza teorią w ślad za nią idzie też praktyka. Cały czas staram się być bardzo aktywny, dlatego dzień zazwyczaj zaczynam od treningu. Rano biegam, do tego obecnie ćwiczę m.in. z Mirosławem Babiarzem, który trenuje wielu znakomitych sportowców, takich jak chociażby polska zawodniczka MMA walcząca w największej światowej federacji UFC – Joanna Jędrzejczyk.
W czasie przygotowań do wypraw intensyfikuję przygotowania fizyczne, aby być w najlepszej możliwej formie. To bardzo ważne, aby utrzymywać sprawność fizyczną cały czas na wysokim poziomie. To poprawia też naszą wydajność na co dzień i oczyszcza zarówno ciało, jak i umysł.
A jak radzi sobie Pan np. z samotnością w trakcie wypraw, szczególnie tych najtrudniejszych, najbardziej odległych?
Wbrew pozorom nie jest to aż tak trudna kwestia, odbiegająca od tego z czym borykamy się na co dzień. Wielokrotnie czujemy się przecież samotni i tęsknimy za bliskimi w codziennej pogoni. Zatem w centrum ruchliwego miasta możemy się czuć bardziej osamotnieni niż na wyprawie nawet w najbardziej ekstremalne miejsca świata.
Na wyprawie dzieje się bardzo wiele rzeczy, na których należy się skupić, aby przetrwać. To zajmuje myśli i wielokrotnie nie pozostawia przestrzeni na nic innego. Oczywiście są też chwile gorsze, kiedy dopada nas tęsknota za domem, bliskimi. Wtedy pomagają jednak wspomnienia i myśl o tym, że zaraz po wyprawie będą obok. Cały czas z resztą czuje się ich obecność, jako największych fanów i kibiców.
Tu pojawia się zatem kwestia psychiki. Jak bardzo jest ona potrzebna w trakcie najcięższych wypraw, szczególnie w chwilach kiedy ciało mówi stop?
Wielokrotnie powtarzałem, że tak naprawdę to umysł, a nie ciało pozwala nam na zdobywanie biegunów. Oczywiście przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne, ale kluczowa jest motywacja do osiągania wyznaczonych celów.
Czy można to nazwać mocną psychiką? Wierzę, że każdy może osiągać rzeczy niemożliwe odpowiednio się do tego przygotowując. Przykładem na to jest moja wyprawa z Jaśkiem Melą na oba bieguny. Sam dzielę się doświadczeniem z innymi osobami ucząc autorskiej metody Biegun.
No właśnie. Pomaga Pan młodzieży i dzieciom. Prowadzi własną fundację. Kiedy narodziła się w Panu potrzeba takich działań i pomysł na ich realizację?
Potrzebę dzielenia się z innymi czułem już od młodości. Pamiętam gdy byłem na wyprawie w Meksyku, wtedy sam otrzymałem pomoc, gdy straciłem na dobę przytomność w dżungli. Mogłem tam zostać sam, bez pomocy, a jednak obcy ludzie uratowali mnie i dzięki nim mogłem zdobywać bieguny, realizować inne projekty i mogę dzielić się swoim doświadczeniem z innymi.
W książce „Marek i Czaszka Jaguara” zawarłem cudowną sentencję „Ja to inny Ty”, która towarzyszy mi przez całe życie. Dlaczego zatem ja mam tylko oczekiwać, a nie dawać innym? W życiu jak w przyrodzie panuje pewna równowaga, nie można zatem tylko oczekiwać, ale należy też potrafić się dzielić. Sam też czerpię wiedzę od specjalistów w poszczególnych dziedzinach, czytam wiele inspirujących i bardzo wartościowych książek i komiksów. Należy uczyć się na cudzych doświadczeniach i wdrażać w życie najlepsze wzorce. Żeby to było możliwe samemu należy również przekazywać doświadczenie innym.
Z Fundacją Marka Kamińskiego tworzymy wiele ciekawych projektów i realnie zmieniamy ludzkie życie. Obecnie rozpoczynamy program Life Plan. Jest to propozycja 8-miesięcznego rozwojowego programu mentorskiego, którego głównym beneficjentem jest młodzież o utrudnionym starcie (m.in. pochodząca z domów dziecka, ubogich rodzin lub niepełnosprawna). Więcej informacji o tym programie można znaleźć na stronie Fundacji Kamiński.pl oraz na moich profilach społecznościowych.
Żeby nasze działania były możliwe niezbędne jest wsparcie ludzi, którzy chcą pomagać i wyznają podobne idee. Dlatego też zapraszam do wspierania Fundacji Marka Kamińskiego (KRS 000133671) poprzez przekazywanie 1% podatku.
Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że ktoś zastanawia się nad wyruszeniem w drogę, w jaki sposób mógłby Pan go do tego zachęcić?
Myślę, że droga sama w sobie jest zawsze przekonująca i każdego wzywa do startu, chociaż często mamy wewnętrzne obawy przez jej rozpoczęciem. Czasem rezygnacja z projektu może okazać się słuszna, aby powstało coś jeszcze ciekawszego, bardziej dojrzałego. Zawsze przed rozpoczęciem drogi wizualizuję sobie ją. Zanim poszedłem na biegun, już mentalnie kilka razy go zdobywałem, przechodziłem drogę i kalkulowałem swoje siły oraz ryzyka, które mogę napotkać. W momencie gdy uznałem, że jestem gotowy, ruszałem i tego życzę każdemu czytelnikowi!
Niósł Pan niedawno olimpijski znicz. Jak doszło do tego, że znalazł się Pan w tej sztafecie i jakie było to przeżycie?
To niesamowity zaszczyt, móc przez chwilę nieść ogień olimpijski i reprezentować Polskę w sztafecie razem z tak znakomitymi osobistościami. Bardzo mi miło, że zaproszono mnie do tego projektu, jako polarnika, czyli osobę, która doskonale wie co to ekstremalne, zimowe warunki.
Było to bardzo inspirujące przeżycie i z Korei wróciłem z głową pełną nowych koncepcji oraz pomysłów.
Za Panem bardzo dużo wypraw. Co jednak jeszcze chciałby Pan osiągnąć jako podróżnik? Dokąd dotrzeć, jaką drogę przejść?
Cały czas podejmuję nowe wyzwania. Obecnie skupiam się na przygotowaniach do mojej najnowszej wyprawy No Trace Expedition. Projekt ten można streścić w trzech słowach: „Człowiek-Natura-Naród”. Jego realizacja planowana jest w terminie maj-sierpień 2018 roku. Trasę 20 tys. kilometrów pokonam samochodem elektrycznym przez Kaliningrad, Litwę, Białoruś, Rosję i Syberię oraz Koreę Południową aż do Japonii.
Podróż do Japonii to droga człowieka poszukującego sensu, pragnącego zachowania harmonii pomiędzy technologią, naturą a duchowością. Celem ekspedycji jest popularyzacja szeroko pojętej elektromobilności. Misja ma udowodnić i uświadomić opinii publicznej, że samochodem elektrycznym, stworzonym z myślą o miastach, można przemierzać dalekie i trudne dystanse, przejechać bezdroża i jednocześnie pozytywnie wpływać na otoczenie, chroniąc je przed szkodliwymi śladami ludzkiej działalności.
Cały sposób przeprowadzenia wyprawy, czyli odżywianie, ubrania, zasilanie, aktywności będą oparte o innowacyjne technologie oszczędzające naturę.
Przeczytaj podobne artykuły:
1. Żyleta rządzi, ale na stadionie jest miejsce dla każdego – Łukasz Jurkowski, ambasador Legii Warszawa o kibicowaniu i piłce nożnej
2. Bilard to poważny sport – rozmowa z Łukaszem Szywałą
3. Orły Nawałki jadą do Rosji na Mistrzostwa Świata! Gilewicz: „Doświadczenie zaprocentuje”
4. Jak zacząć biegać? Z alejki w parku na górskie szczyty – wywiad z Agnieszką Lasyk
0 komentarzy