Dawno, dawno temu, w nie tak odległej Reprezentacji Polski. Czas leci nieubłaganie, niedawno poznawaliśmy następcę uwielbianego Adama Nawałki, a już mija rok od momentu, kiedy kadrę objął nowy selekcjoner. Sprawdźmy, jak Mu poszło, jakie efekty przyniósł rok pracy Jerzego Brzęczka.
Nowa nadzieja
Po nieudanych MŚ w Rosji dotychczasowy Selekcjoner Adam Nawałka przestał piastować tę zaszczytną rolę. Nie obyło się bez próśb, głównie ze strony kibiców, by na stanowisku pomimo wszystko pozostał. Wszyscy pamiętali ostatnie ME we Francji, gdzie Polska Reprezentacja dostała się do ćwierć finału i o mały włos nie wyeliminowała przyszłego mistrza, Portugalii. Powtórzyć karnego Błaszczykowskiego! Tak skandowaliśmy z trybun i domowych balkonów. Kolejne eliminacje, tym razem do MŚ w Rosji, może nie były już tak spektakularne, ale spokojnie rozegrane z awansem do mundialu. No i tam już nie było tak kolorowo. Nic to! Przypadek przy pracy, przecież od dawien dawna nie widzieliśmy naszej Reprezentacji grającej tak efektywny football, ale Nawałka był nieugięty. Jego czas dobiegł końca. Po prostu wiedział, kiedy ze sceny zejść. Prezes Boniek znów zaskoczył i przedstawił nam Jerzego. Selekcjoner Brzęczek dawał nadzieję, na kontynuację osiągnięć poprzednika. Przecież nie raz powtarzał, że nie chce zmieniać tego, co funkcjonowało dobrze, a jedynie dodać tu i ówdzie trochę swojej wizji. Po roku pracy Selekcjonera Jerzego Brzęczka widzimy, że jest wszystko, prócz wizji.
Imperium kontratakuje
– Jerzy, jestem Twoim ojcem. Mógłby rzec Nawałka, ale szybko by dodał, że z drugiego małżeństwa i w ogóle, jakby mógł, to by go jeszcze upchnął do okna życia.
Po jeszcze nie tak dawnej „świetności” to za duże słowo, ale po naprawdę dobrej grze oraz najwyższym w historii miejscu w rankingu FIFA nie ma już śladu. Przez rok pracy pod wodzą Jerzego Brzęczka rozegraliśmy 12 meczów. Bilans to 4 wygrane, 4 porażki i 4 remisy. Coś jak czwartorzęd. Można się spierać, że ogólnie rzecz biorąc, nie jest tak źle, gdyż wlicza się w to występ w nowych rozgrywkach Ligi Narodów, w których to trafiliśmy na Włochów oraz Portugalczyków i z nich w ekspresowym tempie odpadliśmy, oraz mecze eliminacyjne do ME 2020 i pierwsze miejsce w „grupie śmierci”, heh. W rok pracy Brzęczka rozegraliśmy jedynie 2 mecze towarzyskie, analogicznie Nawałka w tym samym czasie rozegrał ich aż 7. Tylko jak wytłumaczyć, że w 12 meczach, może 2 były dobre? I naprawdę, nie mówię tu o meczu z Izraelem, bo obiektywnie ten mecz dobry po prostu nie był, prócz wyniku. Dobrymi za to były te z Włochami i Portugalią, gdzie było widać chęć gry, zapał, energię, tyle że były to dwa pierwsze po objęciu imperium przez nowego imperatora, więc nawiązanie, że była to jeszcze w dalszym ciągu Reprezentacja Nawałki jest moim zdaniem jak najbardziej na miejscu.
Powrót Jedi – Jerzego
Patrząc na rok pracy Jerzego Brzęczka widzimy, że popsuł to, co mozolnie było budowane przez ostatnie lata. Nie ma chemii między piłkarzami, nie działają te mityczne automatyzmy, nie ma realizacji taktyki, jeśli takowa w ogóle istnieje, nie ma pomysłu na grę, nie ma nic. I nie mówcie mi, że przecież mamy 1 miejsce w grupie. W grupie „śmiechu” chyba. Każdy, kto w minimalnym stopniu interesuje się, naszą Reprezentacją wie, że gdybyśmy trafili do jakiejkolwiek innej grupy, z taką grą nie mielibyśmy na co liczyć. Przywołajmy ostatnie mecze ze Słowenią i Austrią. Przeciętne zespoły zamykają nas na naszym polu karnym i w najlepsze rozgrywają piłkę. Jeszcze raz wspomnę, Bogu niech będą dzięki za naszych bramkarzy! W tym przypadku za Łukasza Fabiańskiego, bo byłby pogrom. Wróciły stare dobre czasy, automatyzmy. Pod presją przeciwnika wybicie piłki przez obrońców na aferę do przodu i niech się Lewy martwi. Przecież zagrożenie zostało zażegnane.
Tak się w nowoczesną piłkę nie gra! Nasz zespół pod pressingiem nie potrafi rozegrać piłki na własnym przedpolu. To ja się pytam, na co stracił rok pracy Jerzy Brzęczek, czego ich tam uczył? Wybijania do Lewego? Czy może liczy, że „pistolety” Piątka nagle wystrzelą, albo Lewy wszystko sam zrobi, czy Grosickiemu włączy się turbo? Statystyki po meczu z Austrią są miażdżące. Austriacy rozegrali między sobą prawie 600 celnych podań, przy niecałych 300 u nas. Oddali 21 strzałów w tym 6 w światło, przy 5 naszych w tym 2 w światło. Powinniśmy się bardzo cieszyć z tego jednego punktu.
Mroczne widmo
Ciemność widzę, ciemność. Tutaj nie chodzi o typowo polskie narzekanie. Nikt nie oczekuje, że nasza kadra nagle będzie ze wszystkimi zespołami na świecie wygrywać po 10:0. Jednak jako kibice mamy prawo do niezadowolenia i głośnego komentowania. Nie może być tak, że na konferencji pomeczowej Selekcjoner Brzęczek powie nam, że po dwóch ostatnich meczach musimy być zadowoleni z 1 punktu. Prezes Boniek następnie napisze, że jesteśmy bliżej celu.
No rzeczywiście. No przecież plan został wykonany, przeciwnicy rozpracowani, o co Wam chodzi? A no właśnie o to, że na ME pewnie się dostaniemy. I co wtedy? Stary repertuar? 3 mecze i do domu? To już lepiej, żeby w ogóle się nie dostali, szkoda nerwów. I tak jak zawsze jako kibice murem będziemy stali za naszymi orłami, ale to nie znaczy, że musimy się godzić, na to, co po roku pracy prezentuje nam Jerzy Brzęczek swoją wizją, bo ta mocno rozmija się nowoczesną piłką reprezentacyjną. Zwłaszcza że w kadrze mamy naprawdę mocnych i utalentowanych graczy. Miejmy nadzieję, że przebudzenie mocy nastąpi w odpowiednim momencie.
Przeczytaj inne artykuły:
Kazimierz Górski -„Piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Albo my wygramy, albo oni”.
Kazimierz „Kaka” Deyna – najlepszy polski piłkarz wszech czasów. Jego historia.
Zbigniew Boniek – Piękność Nocy
0 komentarzy