Za nami dwa pierwsze mecze eliminacji do mistrzostw Europy. Nadmienić należy, że były to dwa zwycięskie mecze. Zwycięzców zwykło się nie sądzić, ale my jako kibice reprezentacji Polski rezerwujemy sobie do tego pełne prawo. Skorzystamy z niego skwapliwie i rozłożymy owe dwa mecze na czynniki pierwsze.
I co z tą polską reprezentacją, Panie Trenerze?
Jerzy Brzęczek chyba zrozumiał (miejmy nadzieję!), że czas na eksperymenty już się skończył. Kompletnie nieudany występ polskiej reprezentacji w nowych rozgrywkach Ligi Narodów oraz w meczach towarzyskich przypomniały nam niestety dobrze znaną reprezentację Polski z czasów przed Adamem Nawałką. I o ile możemy przymknąć oko na mecze towarzyskie, o tyle ciągłe tłumaczenie, że Liga Narodów miała być swoistym przetarciem dla drużyny prowadzonej przez nowego trenera, próbą wprowadzenia do niej świeżości oraz realizacją nowej wizji, nie bardzo się kupy trzyma. Mamy taką dziwną mentalność, że dążymy do poprawiania czegoś, co funkcjonowało dobrze, zamiast skupiać się na dopracowywaniu wyłącznie detali.
Każdy trener pracuje na żywym materiale, którego dyspozycja potrafi się zmieniać z dnia na dzień o 180 stopni. Nie jest on jednak osamotniony w swojej pracy. Na sukces drużyny pracuje razem z nim cały sztab ludzi, którzy obserwują, badają, szukają, porównują, a na koniec referują trenerowi, jaka jest aktualna forma jego zawodników. Koniec końców to właśnie trener podejmuje ostateczną decyzję i to na jego barki spada odpowiedzialność za osiągane wyniki, a te w wykonaniu naszych reprezentantów w końcu się poprawiły.
Trener Brzęczek nie kombinował wiele. Postawił w większości na sprawdzonych ludzi oraz sprawdzone rozwiązania taktyczne. Takie działanie przyniosło oczekiwany rezultat i dwie premierowe wygrane, które dały nam w sumie 6 punktów oraz pierwsze miejsce w grupie. Styl gry naszego zespołu pozostawiał jednak wiele do życzenia. Rodzi się zatem pytanie, czy osiągnięte wyniki to rzeczywiście zasługa taktyki i decyzji trenera czy też indywidualnych umiejętności naszych piłkarzy? Bądźmy szczerzy, naszym chłopakom w tych meczach po prostu nie szło. Męczyli się strasznie, a my razem z nimi. Wielu pytało: kiedy zaczniemy brzydko wygrywać zamiast pięknego przegrywania? No to chyba się tego doczekaliśmy….
Bramka – bo bramkarzy ci u nas dostatek
Jak mantrę powtarzać będziemy, że którykolwiek z naszych znakomitych bramkarzy by na bramce polskiej reprezentacji nie stanął, to możemy być o nią spokojni. Trener Brzęczek zadecydował jednak, że przez następne 6 miesięcy z numerem 1 występować będzie Wojtek Szczęsny. Jakkolwiek bardzo by nam nie było żal Łukasza Fabiańskiego, to szczerze przyznać musimy, że podstawowy bramkarz Juventusu bardzo w ostatnim czasie dojrzał. Widać, że pobyt we Włoszech mu służy, a doświadczenie, jakie zdobył pod skrzydłami wielkiego Gigi Buffona, zaczęło procentować.
Ratują nas ci nasi bramkarze, oj ratują… W meczu z Łotwą mieliśmy tego najlepszy przykład. Kto by się spodziewał, że w starciu z takim przeciwnikiem Wojtek będzie miał aż tyle pracy? To jednak nie jego wina, że po naszej żelaznej kiedyś defensywie pozostało jedynie wspomnienie. Z drużyny, która w poprzednich eliminacjach do mistrzostw Europy traciła najmniej bramek, staliśmy się tą, która w eliminacjach do MŚ traci ich najwięcej. Po meczu z Łotwą cieszyć się nam pozostaje, że Łotysze w swoim składzie nie mają żadnych wielkich wirtuozów piłki, bo mieli kilka naprawdę dobrych okazji, by nam mocno utrzeć nosa. Na szczęście dla nas polscy bramkarze stale utrzymują swój najwyższy, europejski poziom. Tutaj naprawdę nie musimy się o nic martwić.
Nota dla bramki: 9
Obrona – polska defensywa niczym szwajcarski ser
Naszą obronę analizować należy pod kątem dwóch pozycji: środkowego i bocznego obrońcy.
W naszym środku od wielu lat niepodzielnie rządzi Kamil Glik. W Monako nie zawsze idzie mu najlepiej, przydarzają się potknięcia, ale generalnie robi to, co do niego należy. Tak samo jest i podczas występów dla reprezentacji Polski. Duże doświadczenie, ogranie w mocnych, europejskich ligach oraz na arenie międzynarodowej sprawiają, że to od niego zaczyna się budowanie naszej obrony. Tylko kogo dla niego do pary? Na Janka Bednarka trener Brzęczek stawiał już wówczas, gdy ten oglądał jeszcze mecze swojego Southampton z trybun. W tamtym dniach wywoływało to wśród kibiców wielkie poruszenie i gremialne „łolaboga”. Niewiele czasu minęło, w angielskim klubie zmienił się trener, Janek tymczasem trafił do podstawowego składu swojej drużyny. I co wszystkie niedowiarki na to? Czy Jerzy Brzęczek miał nosa? Coś w tym chyba jest…
Do tej pory w parze w Glikiem występował natomiast Pazdan. Bądźmy jednak szczerzy, Michał nie jest zawodnikiem, który potrafi wyprowadzić piłkę, a tego wymaga od stopera nowoczesny futbol. Po otrzymaniu podania od bramkarza obrońca ma za zadanie dobrze wprowadzić piłkę w grę. W przypadku Pazdana zaś liczyć co najwyżej możemy na podanie do najbliższego zawodnika lub tak zwany „wyjazd na aferę”. Naturalnym wyborem było zatem, aby Glik wziął pod swoje skrzydła młodego Bednarka i to w duecie z nim „zapieczętował” dojście do naszej bramki.
Boczni obrońcy to z kolei zupełnie inna para kaloszy. Od lat bolączką reprezentacji Polski jest nasza lewa strona. Brak typowego lewonożnego obrońcy sprawia, że na tej pozycji z musu przewinęło się już wielu piłkarzy. Idealnie podsumował to kiedyś Jakub Wawrzyniak, który przez długi czas był naszym stałym lewym obrońcą. Mówił wówczas o sobie: „Jestem zmiennikiem lewego obrońcy, którego nie mamy”. Niestety, wyzwaniu tej pozycji nie sprostał również Reca. Ogólnego wrażenia, które po sobie zostawił, nie poprawiła nawet jego asysta przy golu Lewego. Prawonożnemu Bereszyńskiemu z kolei zwyczajnie nie pasuje bieganie przy lewej linii, co jest mocno zauważalne, gdy musi szukać prawej nogi do dośrodkowania. Na tym chyba jesteśmy zmuszeni zakończyć analizę lewych obrońców.
Co do naszej prawej strony, tutaj do tej pory mieliśmy znakomitego Łukasza Piszczka. Niezmordowany w swoich rajdach przy linii: to do przodu, to do tyłu. Gdy jednak zakończył on swoją karierę reprezentacyjną, również i prawa obrona nam trochę podupadła. Kędziora daje jednak nadzieję na poprawę tej sytuacji.
Ocenę całej linii obrony ratuje tylko to, że w obu meczach eliminacyjnych nie straciliśmy żadnego gola. Nasza nota: 5
Pomoc – gdzie pomoc nie może, tam obronę pośle
Grzesiek Krychowiak to już nie ten sam generał z mistrzostw Europy we Francji. Powolny, bez tego błysku, który wielokrotnie mogliśmy u niego oglądać podczas występów w Sevilli czy na wspomnianych ME. W meczu z Łotyszami co prawda próbował kilka razy swoich długich, krosowych zagrań. Niestety z celnością miał spore problemy. Nie chcemy być dla niego niesprawiedliwi, wiemy jednak, że akurat od Grześka wymagać możemy dużo więcej. Powoli odbudowuje on swoją formę w Lokomotiwie Moskwa i miejmy nadzieję, że to już wkrótce zaowocuje podczas występów w reprezentacji Polski.
Mateusz Klich – kolejny z pomocników. Podczas meczów eliminacji do mistrzostw Europy niestety wyglądał na mocno zagubionego i spiętego. Kilka razy próbował zmieniać pozycję, pokazywać się do rozegrania, ale cóż z tego, skoro brakowało mu szybkości?
Mocno krytykowany przez wielu Zieliński miał z kolei kilka fajnych zagrań w obu spotkaniach. Widząc jaki ma potencjał, jak jednym zagraniem lub zwodem potrafi zabłysnąć lub zgubić kilku zawodników na raz, to chcielibyśmy to oglądać dużo częściej! Wyczekujemy więc chwili, gdy Zieliński zacznie być tym, który rządzi i dzieli piłki pomiędzy naszymi napastnikami.
Drugie skrzydło standardowo obstawia Turbo-Grosik. Rwał i szarpał, niestety jego dogrania były mocno niecelne. Dużo lepiej wychodziły mu wrzutki ze stałych fragmentów gry. Mocno liczymy na jego lepszą dyspozycję w kolejnych meczach.
Jakub Błaszczykowski. Oj, dużo się mówiło o jego powołaniach: a to, że to dzięki wujkowi, a to, że przecież bez formy. Kuba dość szybko zamknął usta wszystkim hejterom. Złożyły się na to bardzo dobre występy w Wiśle Kraków oraz to, co często wyróżnia go na tle innych kadrowiczów – ogromne serce do walki i dla reprezentacji. Takiego Kuby po prostu potrzebujemy, a i statystyki komputerowe nie kłamią. Jest najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji.
Nota dla naszych pomocników: 5
Atak – klęska urodzaju
Lewandowski, Milik, Piątek.
A nie można by tak było wystawić ich wszystkich naraz, Panie Trenerze? Przecież to gwarancja bramek, czyż nie? Otóż nie. Aby nasi napastnicy zdobywali bramki muszą otrzymywać odpowiednie piłki. Oni z tego właśnie żyją – z piłek dostarczanych im przez resztę zespołu. Tymczasem w obu meczach eliminacji do mistrzostw Europy widać było mnóstwo nieporozumień: wrzutki, które lobowały całe boisko albo były zagrywane niedokładnie. I można się było dziwić, widząc naszego kapitana gdzieś przy linii środkowej boiska, próbującego przejąć sprawy w swoje ręce, usiłującego samemu rozgrywać i kreować grę ofensywną. No i fajnie, i spoko. Widać, że chłopu zależy, że się stara. Tylko co z tego, skoro brakuje go miejscu, w którym być powinien, czyli przed lub w polu karnym, wyczekującego okazji do zdobycia bramki?
Formacja „Lewy plus Milik” nie wzięła się z niczego. Lewy – wiadomo, klasa światowa. Milik natomiast jest ostatnio najbardziej równym i bramkostrzelnym zawodnikiem we włoskiej Serie A. Ma już na swoim koncie 19 bramek. Zdaniem trenera kadry miały tu zadziałać automatyzmy. Mimo że nie było źle, wydaje się, że coś chyba jednak nie zaskoczyło…
Piątek natomiast cały czas jest na fali. Piłka sama go szuka, co widzieliśmy między innymi w meczu z Austrią. Ten facet jest dokładnie tam, gdzie być powinien i robi to, co do niego należy. Nęka obrońców i bramkarza rywali. Stara się uderzać z każdej pozycji i na to właśnie liczymy najbardziej w jego wykonaniu.
A Lewandowski? Ten zawodnik w każdym meczu chce śrubować swoje kolejne rekordy. Człowiek maszyna. W meczu z Łotyszami aż kipiał ze złości, gdy widział, że nie idzie, a powinno. Sam brał na swoje barki to, czego koledzy nie potrafili unieść. Taki właśnie powinien być kapitan reprezentacji Polski! Zaowocowało to bramkami.
Nota: 7
Złe dobrego początki? Podsumowanie
Austria – Polska (0:1) – gol Piątka, Polska – Łotwa (2:0) – gole: Lewandowskiego i Glika
Po dwóch pierwszych meczach w eliminacjach do mistrzostw Europy polska reprezentacja ma 6 punktów i zajmuje pierwsze miejsce w swojej grupie. Trzeba dodać, że oba zwycięstwa są pierwszymi pod wodzą Jerzego Brzęczka. Atmosfera wokół reprezentacji stała się jakby lżejsza. Nikt nie zaprzeczał, że nasi piłkarze oraz trener Brzęczek musieli stawić czoła nie tylko przeciwnikowi na boisku, ale i ogromnej presji ze strony kibiców oraz mediów. Wszyscy zdajemy sobie dobrze sprawę, co by się działo, gdyby nasza reprezentacja w tych meczach zawiodła. Inna sprawa, że i Opatrzność nad nimi czuwa. Gdyby do naszej grupy trafił choć jeden z topowych zespołów, nie byłoby już tak kolorowo.
Te dwa mecze eliminacyjne nie były piękne. Nie widać w nich było ani zgrania, ani większej taktyki, ani też większej walki… no chyba że tylko o to, by się w tych meczach nie potknąć. Na szczęście dla naszych reprezentantów ostatecznie się to skończyło dobrze – gwiazdy błysnęły, działa wypaliły. Jest jakaś nadzieja na lepsze jutro. Cieszmy się więc z pierwszych zwycięstw, a przede wszystkim z tych 6 punktów, które nam przyniosły. Pozostaje jedynie czekać na dalszą część eliminacji do mistrzostw Europy. Oby wraz z dobrym wynikiem przyszła i ładniejsza, bardziej widowiskowa gra, do której chłopcy zdążyli już nas przyzwyczaić.
Nasza ostateczna ocena drużyny za oba mecze: mocne 6+
Przeczytaj więcej:
Europejskie puchary – niedoścignione marzenie polskich drużyn?
Liga Narodów – Czy nowe rozgrywki zrewolucjonizują Międzynarodowe mecze w piłce nożnej?
0 komentarzy