Bramkarz, który regularnie wpuszcza babole, a mimo to gra w Ekstraklasie. Obrońca, który pokazał czerwoną kartkę sędziemu i napastnik, który nie potrafi strzelić gola nawet z pięciu centymetrów. Przedstawiamy Wam największych patałachów ostatnich tygodni. Oto parszywa „11-tka” lutego!
1. Mariusz Pawełek (Śląsk Wrocław)
Pawełek powinien zostać twarzą polskiej ligi i patronem naszego zestawienia. Takiego ananasa ze świecą szukać po Europie. Każdy wie, że „Mario” jest awaryjny – ba, on jest prawdziwą bombą zegarową, która tyka i w każdej chwili może wybuchnąć. A jednak kolejni trenerzy z uporem maniaka stawiają go na bramce. Pawełek pokazał, co potrafi w meczu z Jagiellonią kilkanaście dni temu. Bronić nie umie, ale wnosi do meczu element humorystyczny. Kabareciarz.
2. Joleon Lescott (Aston Villa)
Miał rządzić obroną angielskiego klubu, a na razie gra po prostu beznadziejnie. Aston Villa w lutym straciła 10 goli w czterech meczach, a to, co wyprawiał Lescott w spotkaniu z Liverpoolem (0-6) wołało o pomstę do nieba. Legendarny piłkarz „The Reds” Jamie Carragher stwierdził, że Aston Villa to najgorsza drużyna, jaka kiedykolwiek grała w Premier League, a Lescott powinien dać już sobie spokój z futbolem. Popieramy.
3. Paulus Arajuuri (Lech Poznań)
Już, już wydawało się, że Lech pod wodzą Jana Urbana zaczyna jako tako grać w piłkę, a tu bum! Mistrzowie Polski zostali rozbici przez Podbeskidzie. Fatalnie zaprezentował się w tym meczu Fin Arajuuri, który ma być przecież szefem obrony Lecha. Taki wielki i przyciężki chłop ze srogą miną bardziej nadaje się jednak na szefa ochrony w nocnym klubie. Piłkarza z niego raczej nie będzie.
4. Alan Hutton (Aston Villa)
Ten facet jest nieprawdopodobny. Powinien mieć sądowy zakaz zbliżania się do stadionu Aston Villi na mniej niż dziesięć kilometrów. Zagrał w tym sezonie 19 meczów w Premier League, a jego klub nie wygrał z tych spotkań ani jednego! W lutym pojawił się na boisku dwa razy, a Aston Villa straciła w tych spotkaniach osiem bramek. Na miejscu prezesa klubu z Birmingham porządki w szatni zaczęlibyśmy od wyrzucenia na bruk Huttona.
5. Maciej Sadlok (Wisła Kraków)
Praktycznie każdy piłkarz Wisły w lutym grał katastrofalnie, ale w rankingu najgorszych Sadloka umieszczamy na samym szczycie. Popis dał szczególnie w meczu z Ruchem Chorzów, kiedy w prostej sytuacji wyskoczył przed Arkadiusza Głowackiego i skierował piłkę wprost pod nogi przeciwnika, który chwilę potem zdobył bramkę.
6. Salih Dursun (Trabzonspor)
Uwaga, uwaga (w tle trąbka) tego pana mianujemy kapitanem naszej drużyny. Facet dał taki popis, że trąbiło o nim pół Europy. Co właściwie się stało? No cóż, Dursun był tak wściekły na arbitra, który dał czerwoną kartkę jego koledze z drużyny, że złapał kartonik i… pokazał go sędziemu! Ten tak się wkurzył, że po chwili odesłał do szatni także naszego bohatera.
7. Aleksander Kwiek (Górnik Zabrze)
Taki „playmaker” to przekleństwo każdej drużyny. Człowiek, który na boisku podejmuje wyłącznie złe decyzje, a w dodatku porusza się z gracją pociągu towarowego. Jeśli to on ma dyrygować grą Górnika, to nie dziwimy się, że klub z Zabrza desperacko walczy o utrzymanie.
8. Carlos Tevez (Boca Juniors)
Tevez i wszystko jasne. Wielka klasa, latynoski niepokorny gwiazdor, który na boisku potrafi zaszaleć. Tym razem jednak trochę przesadził. W meczu z Newell’s Old Boys szarżował na bramkę rywali, ale posłał piłkę wprost w bramkarza. Nie dość, że zmarnował świetną sytuację, to jeszcze zahaczył głowę golkipera kolanem i połamał mu szczękę!
9. Roman Gergel (Górnik Zabrze)
To, co reprezentuje na starcie rundy wiosennej to kryminał. Rusza się jak mucha w smole, kiedy trzeba podać – strzela, a gdy trzeba uderzyć na bramkę – zaczyna kiwać. Kompletna bryndza, a jeszcze niedawno łudziliśmy się, że coś potrafi.
10. Edin Dżeko (AS Roma)
21 lutego to był dla Bośniaka przedziwny dzień. Napastnik Romy w meczu z Palermo najpierw – w banalnej sytuacji – nie potrafił skierować piłki do siatki z odległości dwóch metrów. Kibice łapali się za głowy, koledzy klęli, a Dżeko nie wiedział, co się stało. Potem jednak tak się wkurzył, że w tym samym spotkaniu strzelił dwa gole i zaliczył dwie asysty! Ale my i tak bardziej zapamiętamy to pudło…
11. Kingsley Ehizibue (Zwolle)
Uwielbiamy, no po prostu uwielbiamy takich parodystów. Czy można nie trafić do siatki z odległości pięciu… centymetrów? No pewnie, że można! Udało się to niejakiemu Kingsleyowi Ehizibue z holenderskiego Zwolle. W meczu z Feyenoordem Rotterdam zrobił coś, co już przeszło do historii:
Trener: Tadeusz Pawłowski (Wisła Kraków)
Przyszedł do Krakowa w zimie i na dzień dobry ogłosił, że Wisła to taka marka, która musi się bić o europejskie puchary. Może i musi, ale na pewno nie w tym składzie i nie z tym trenerem. Na głowę Pawłowskiego w lutym przeciwnicy wylali kubeł zimnej wody. Jego Wisła w trzech meczach ligowych zdobyła jeden punkt, a mierzyła się z takimi potentatami, jak Śląsk, Podbeskidzie i Górnik Łęczna. Efekt? Sympatyczny „Tedi” wyleciał na bruk.
Przeczytaj podobne artykuły:
1. Top 7: największe wtopy mundialu
2. Podsumowanie mundialu, czyli nasi za granicą
0 komentarzy