Widzew Łódź w sezonie 1996/97 dał kibicom konkretne powody do dumy. 20 listopada 1996 łodzianie na własnym boisku powstrzymali późniejszego triumfatora rozgrywek, Borussię Dortmund. Historia polskich zespołów w elitarnej Lidze Mistrzów nie jest specjalnie bogata. Kiedy jednak udaje się przekroczyć bramy piłkarskiego raju, nasi przedstawiciele nigdy nie przemykają przez rozgrywki anonimowo. Tak też stało się i tym razem.
Plejada gwiazd na Piłsudskiego
Borussia była w ostatniej dekadzie XX wieku prawdziwą piłkarską marką. W drużynie z Zagłębia Ruhry roiło się od gwiazd światowego futbolu. W bramce stał znakomity Stefan Klos, obroną dyrygował wspaniały Matthias Sammer, z przodu zaś szaleli Lars Ricken, Andreas Moller czy Heiko Herrlich. Ten ostatni pognębił zresztą Widzew Łódź w pierwszym grupowym starciu między drużynami, strzelając 2 bramki.
Ale i łódzki zespół miał w tym czasie bardzo mocny skład. Tyle, że w skali krajowej. Jacek Dembiński, Tomasz Łapiński i przede wszystkim Marek Citko, idol kibiców – oni stanowili o sile Widzewa. Przy gwiazdach Borussii nazwiska te wypadały jednak blado. Mecz na stadionie przy al. Piłsudskiego mógł mieć tylko jednego faworyta.
Dwa pociski Dembińskiego
Trzeba pamiętać, że Borussia przyjeżdżała do Łodzi jeszcze niepewna awansu do następnej fazy rozgrywek. Matematyczne szanse na wyprzedzenie Niemców miała i Steaua Bukareszt, i Widzew Łódź. Stąd też nie mogło być mowy o żadnym odpuszczaniu ani taryfie ulgowej.
Nie minął kwadrans, a już było 0-1. W 14. minucie, po dograniu Herrlicha, Macieja Szczęsnego pokonał Paul Lambert. Kibice i obserwatorzy spotkania nie zdążyli jednak nawet pomyśleć, że oto zaczyna się spełniać najgorszy scenariusz. Goście z prowadzenia cieszyli się niecałą minutę, gdy precyzyjnym strzałem głową odpowiedział Dembiński. Jeśli po tej bramce wśród kibiców zapanowała euforia, to 5 minut później mieliśmy do czynienia z prawdziwym szaleństwem. W 20. minucie Dembiński przytomnym strzałem ukąsił po raz drugi. Wśród piłkarzy z Dortmundu zapanowała prawdziwa konsternacja.
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Pech i stracone szanse
Dalsza część spotkania to przewaga Borussii i umiejętna obrona łodzian. Niestety, w 65. minucie goście wyrównali. Bramkę strzelił Jurgen Kohler, ale sama sytuacja była dość kontrowersyjna. Wydaje się, że zanim doprowadził do wyrównania, niemiecki defensor faulował Sławomira Majaka.
Ten wynik satysfakcjonował… Borussię, dawał jej bowiem awans z grupy. Widzewiacy walczyli do końca, nie byli jednak już w stanie pokonać Klosa. Rezultat nie zmienił się już do końca spotkania. Remis uznano za umiarkowany sukces. W innych okolicznościach jego odbiór byłby o wiele bardziej optymistyczny. Szkopuł tkwił w tym, że w ten oto sposób Widzew zamknął sobie drogę do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Widzew Łódź – ostatni akord
Potrzeba było kilku miesięcy, by w pełni docenić ten remis. Borussia Dortmund we wspaniałym stylu wygrała całe rozgrywki, a sami piłkarze wspominali boje z Widzewem jako jedne z najtrudniejszych w sezonie.
Mając w pamięci te mecze, a także o rok wcześniejsze europejskie sukcesy Legii Warszawa, wydawało się, że oto czekają nas ciekawe lata w polskiej piłce klubowej. Chyba najwięksi pesymiści nie przypuszczali wówczas, że na powrót Ligi Mistrzów nad Wisłę będziemy musieli czekać dwadzieścia lat! W tym czasie pozostało nam żyć wspomnieniami takiego meczu, kiedy to europejski potentat nie przyjeżdżał do Polski po pewne zwycięstwo i 3 punkty.
Przeczytaj podobne artykuły:
1. Potop szwedzki zatrzymany – Legia w Lidze Mistrzów!
2. Wisła Kraków z przeciętymi marzeniami. Nożem w Dino Baggio – 20 października 1998
3. Polska na podium – piłkarskie Mistrzostwa Świata 1982
0 komentarzy